Otchłań
Potrzebuje ciepła, tej szczerości lecę w nicość. Nie wstydzę się miłości- byłbym przecież hipokrytą. Wiele bólu mam, wiele nienawiści też. Świeżych wiele ran, szczerych, prawdziwości chcę.
Ciemność
jest bardzo łudząca- myślisz, że śnisz, a tak naprawdę egzystujesz. Nie wiesz,
że właśnie walczą o Twoje życie, które jest kruche niczym porcelana stojąca na
zakurzonej komodzie w głębi babcinego salonu. Od wielu lat każde dziecko boi się
tego co nieznane, boi się ponurych gęsty otchłani często wygenerowanych przez
własną wyobraźnie. Boimy się tego co może nadejść, boimy się również tego co nieuniknione,
a czy Ty bałaś się w tej chwili? Wydawać się mogło, że nie. Nie krzyczałaś
panicznym głosem. Nie miotałaś się po
szpitalnym łóżku, tylko dlatego, że byłaś nieprzytomna. Gdybyś tylko wiedziała,
co się teraz z Tobą dzieje strach paraliżował by Cię od środka. Teraz jesteś w
pustej otchłani gdzie Twoje myśli odbijają się głośnym echem.
Chyba w
życiu tak jest, że gdy jest nam dobrze, czujemy się szczęśliwi, a tak naprawdę
jesteśmy spełnieni nic nam nie brakuje, musi nadejść taki jeden moment, jedna
chwila która rujnuje to wszystko co budowaliśmy powolutku, kawałek po kawałku,
w pocie czoła, pieprzony los psuje naszą mozolną pracę i potrzebę szczęścia.
Otwierasz powoli ospałe powieki, a jakikolwiek ruch oczami powoduje ból.
Krzywisz się. Nie wiesz gdzie jesteś, widzisz jasno rażące się jarzeniówki,
obracasz głowę widzisz jasno-błękitne ściany pokryte jakimiś dziwnymi obrazami,
dostrzegasz również wielką szybę za którą znajduje się wiele łóżek w których
leżą ludzie, jedni mają obandażowane głowy, jedni zaś połamane nogi wiszące na
metalowych wieszakach, inni zaś leżą na wznak nie ruszając się nawet na milimetr
w żadną ze stron. Odwracasz głowę w drugą stronę nie dostrzegasz nic, oprócz
idealnie zaścielonego łóżka, z pościelą złożona w idealną kostkę. Boisz się.
Zorientowałaś się, że jesteś w szpitalu.
Nad głową miałaś pilot z czerwonym przyciskiem nie zastanawiając się
dwukrotnie przyciskasz go do samego końca. Momentalnie obok Ciebie zjawia się
zgraja ludzi w białych kitlach zadając Ci milion pytań. Ty miałaś pytanie,
jedno najważniejsze. Musiałaś wiedzieć gdzie jest Twoja siostra.
-Przepraszam, mógłby mi ktoś w końcu powiedzieć, gdzie jest moja siostra? Na jakiej sali leży Aniela?-pytasz mocno już podirytowana.
-Pani Lukrecjo, proszę się uspokoić. – do Twoich uszu dochodzi głos sędziwego już mężczyzny. Ordynatora.- Mamy dla Pani smutną wiadomość, Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale Pańskiej siostry nie udało nam się uratować.- nagle Twój świat po raz kolejny stanął w miejscu. W martwym punkcie. Nie wiedziałaś jak się zachować. Brakowało Ci powietrza. Podniosłaś rękę z wkłutą kroplówką i chciałaś ją wyrwać lecz na drugiej ręce zobaczyłaś wielki opatrunek, po raz kolejny tego dnia czułaś niepokój i zdezorientowanie. Bałaś się jak cholera. Zębami zdarłaś igłę wbitą do nadgarstka i zwinnym ruchem zerwałaś kołdrę. Przechyliłaś się. Chciałaś wstać. Upadłaś.
-Przepraszam, mógłby mi ktoś w końcu powiedzieć, gdzie jest moja siostra? Na jakiej sali leży Aniela?-pytasz mocno już podirytowana.
-Pani Lukrecjo, proszę się uspokoić. – do Twoich uszu dochodzi głos sędziwego już mężczyzny. Ordynatora.- Mamy dla Pani smutną wiadomość, Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale Pańskiej siostry nie udało nam się uratować.- nagle Twój świat po raz kolejny stanął w miejscu. W martwym punkcie. Nie wiedziałaś jak się zachować. Brakowało Ci powietrza. Podniosłaś rękę z wkłutą kroplówką i chciałaś ją wyrwać lecz na drugiej ręce zobaczyłaś wielki opatrunek, po raz kolejny tego dnia czułaś niepokój i zdezorientowanie. Bałaś się jak cholera. Zębami zdarłaś igłę wbitą do nadgarstka i zwinnym ruchem zerwałaś kołdrę. Przechyliłaś się. Chciałaś wstać. Upadłaś.
Czemu ? Czemu upadłaś ? Leżałaś na podłodze otoczona tymi idiotycznymi lekarzami. Nie pozwoliłaś się dotknąć. Panicznie płakałaś. Nie mogłaś przestać. Do Twojego mózgu nie dochodziła myśl, że Twoja siostra nie żyje, a Ty sama nie masz prawej nogi i dwóch palców u lewej ręki. Nie wierzyłaś, że może spaść na Was tyle nieszczęścia. – Wynoście się stąd wynoście się stąd wszyscy. Nie chce Was widzieć- krzyczysz. Nadal leżysz na tej sterylnie wymytej podłodze, Nie chcesz żyć. Nie chcesz męczyć siebie i innych. Widzisz swoich rodziców za tą wielką szybą, widzisz jak Twoja rodzicielka płacze, a ojciec chociaż trochę próbuje ją pocieszyć… Widzą jak leżysz, jak próbujesz się podnieść i po raz enty upadasz. Wygoniłaś ich, nie chcesz by patrzyli na to, ba! Ty sama nie chcesz na to patrzeć, wolałabyś umrzeć, za swoją siostrę. Wolałabyś, ale nie możesz.
-Przepraszam,
można ?- słyszysz głos jakiegoś mężczyzny . Nie odwracasz się nadal trwasz w
tym martwym punkcie- Nie zimno Pani na tej podłodze?-zadaje Ci kolejne pytanie.
-Wyjdź stąd- syczysz. Nie chcesz tutaj nikogo.
-Dziękuję za zaproszenie. Jestem Wojtek. Miło mi cię poznać Lukierku- mówi siadając wygodnie na wiklinowym krześle. Nagle robi Ci się jakoś inaczej na sercu. Jakoś tak cieplej.
-Wyjdź stąd- syczysz. Nie chcesz tutaj nikogo.
-Dziękuję za zaproszenie. Jestem Wojtek. Miło mi cię poznać Lukierku- mówi siadając wygodnie na wiklinowym krześle. Nagle robi Ci się jakoś inaczej na sercu. Jakoś tak cieplej.
_________________
Miały być dwa tygodnie, wyszło troszku więcej, bo miałam laptopa w naprawie. Przepraszam Was za to.
Następny za dwa tygodnie.
Do zobaczenia.
Pozdrawiam