wtorek, 30 grudnia 2014

Zakochanie Trzecie



Nadzieja


I want you so it scares me to death
    I can’t say anymore than
 “I love you”
Everything else is a waste of breath




Ostatnimi dniami uśmiech nie schodził z Twojej nie tak dawno zatroskanej twarzy. Przyzwyczaiłaś się do obecności przyjmującego, a nawet nie wyobrażasz sobie jego braku. Stał się po części brakującym elementem układanki, którą dopiero kompletowałaś.  Oczywiście miewałaś jeszcze dni w których miałaś wszelaki kryzysy począwszy od tych fizyczno-cielesnych kończąc na typowo duchowych. Bywały momenty w których chciałabyś schować się gdzieś pod grubą pierzynę, nie pokazując nawet milimetra swojej grzywki czekając, aż świat skończy swój bieg i zostaniesz tylko Ty, w głuchej bańce bez nikogo.  Była też druga strona medalu, bałaś się samotności. Mimo, że początkowo nie dopuszczałaś do siebie nikogo, to z drugiej strony pragnęłaś właśnie czyjejś bliskości. Pragnęłaś by ktoś Cię wyciągnął z tego bagna, powiedział, że po prostu będzie dobrze.

 W szpitalu miałaś spędzić jeszcze czternaście dni. Czternaście ciepłych, wiosennych dni. Leżałaś na świeżej trawie, a obok Ciebie łącząc się z Tobą głową leżał Wojtek. Każde z was miało w uchu po jednej słuchawce w której rozbrzmiewała ‘Moja i Twoja nadzieja’

-Nic, naprawdę nic nie pomoże, jeśli Ty nie pomożesz dziś miłości-  śpiewał pod nosem chłopak, miał przymknięte oczy, a delikatny wiatr rozwiewał jego błękitną koszulę.

-Moja i Twoja nadzieja, uczyni realnym krok w chmurach- dodałaś łapiąc go za rękę, przypadkowo też wyrwałaś słuchawki z waszych uszu.- Przepraszam- dodajesz speszona. Unosisz głowę. – Boże Wojtuś, widzisz to, chodźmy tam, proszę- mówisz wskazując głową na górkę na której szycie znajdowała się drewniana ławka. Już podnosiłaś się lekko na rękach, aby usiąść na wózku. Wojtek kucnął przed Tobą, plecami do Ciebie

- Złap się mnie mocno za szyję i daj nogę, grubasku – powiedział, a Ty momentalnie wykonałaś jego polecenie.

-To, że mam jedną nogę, nie oznacza, że nie mogę Ci dokopać-dodałaś szybko- W ten seksowny tyłek-zaszeptałaś.

-Mówiłaś coś?  - kiwnęłaś przecząco głową i ruszyliście na zdobycie kolejnego Mount Everestu. Kładziesz delikatnie policzek na jego rozbudowanych plecach czując się tak wygodnie jest Ci tak wspaniale.

Czas w jego towarzystwie mija szybciej.Starasz się już nie myśleć o przeszłości.

Naprawdę się starasz.

Naprawdę.

Tylko się starasz.

- Była kiedyś wyspa. Piękna. Duża, pełna kwiatów, owoców, drzew. Nie była to zwykła wyspa Lukierku – otwierasz lekko usta, zatapiając się w zapachu jego perfum i w słowach kolejnej historii. – Otóż, Lucuś na tej wyspie mieszkały Emocje. Duma. Humor. Smutek. Mądrość. Czas. Nadzieja i Miłość. Pewnego dnia, Mądrość w otchłani piedestału zauważyła, że nadchodzi wielka powódź. Emocje pospiesznie budowały łodzie czekając na najgorsze. Tylko Miłość postanowiła poczekać. Wszystkie łodzie dawno już odbiły na wielką wodą, a na kawałku lądu została Miłość, krzycząc i błagając o pomoc. Pierwsza obok niej przepłynęła Duma, ale powiedziała, że nie może zabrać Miłości, bo nie ma miejsca na statku. Następny przepłynął Humor nie zauważając Miłości popłynął dalej. Kolejnym był Smutek ‘ Smutku błagam Cię, zabierz mnie ze sobą’ powiedziała Miłość ‘ Niestety jest mi smutno, nasza wyspa zatonęła. Muszę zostać sam’ dodał odbywając powoli. Miłość bała się coraz bardziej.‘ Mądrość, może Ty znalazłabyś dla mnie trochę miejsca?’ zapytała. ‘ Nie ma takiej możliwości, mam na swoim jachcie wiele książek, map. Mogłabyś popsuć, Pomieszać. Jesteś roztrzepana Miłostko.’ Powiedziała. W oczach Miłości pojawiły się łzy. Z drugiej strony skrawku lądu pojawił się mały statek. ‘ Miłość, chodź szybko do nas’ powiedział  Czas. ‘ Widzisz tylko czas rozumie jak ważnym uczuciem w życiu jest miłość’ odparła delikatnie Nadzieja ocierając łzy Miłości.



-Wojtek, to było piękne – mówisz siedząc już na drewnianej ławce, przytulając się do siatkarza.



-Widzisz Lukrecja, to jest opowieść o życiu. Każdy z nas kogoś kocha. Nie chodzi tutaj tylko o miłość do mężczyzny w Twoim przypadku. Jeśli nawet, to musisz nauczyć  żyć na nowo. Nie możesz patrzeć wstecz. Czas leczy rany duszy, a nadzieja ociera nawet najbardziej słone łzy. Musisz uwierzyć, że życie nie jest czarno-białe, a ma milion barw. Natchnień. Kolorów. Co z tego, że zamkniesz się w czterech ścianach i będziesz płakać co noc. Czy to wróci życie Twojej siostrze? Czy ona by chciała, żeby Twoje życie, tak wielki dar przelatywało przez palce? Wątpię, Lukierku. Musisz spiąć swój ładny tyłek i ruszyć do przodu. Pomogę Ci, zawsze będę przy Tobie. Pianino stoi już w Twoim mieszkaniu. Nie musisz dziękować- kończy wpatrując się w Twoje załzawione oczy. Masz ochotę zasmakować jego spierzchniętych ust.  Wojtek uprzedza Twoje zamiary i muska swoimi ustami Twoje, po czym przytula się mocno do Ciebie.



-Dlaczego to robisz? Dlaczego walczysz razem ze mną? Dlaczego przy mnie jesteś ? –mówisz, a pierwsza łza spływa po Twoim policzku.



-Bo każdy ma anioła stróża, a ja jestem Twoim.
 
_____
Ostatnio w głowie mam plan tego bloga. Jego emocje. Jego zarys. Ciekawe, czy oddałam właśnie wszystkie te emocje które we mnie siedzą.
Zapraszam Was zatem do komentowania, bo ostatnio moje serduszko krwawiło.
Postaram się wrócić na stałe.

Najlepszego na świecie Sylwestra, którego ja spędzam z Miśkiem i ropną anginą i rwącymi kolanami. Niech nadchodzący rok, będzie lepszy niż poprzedni, niech spełnia się wszystkie Wasze marzenia. 

Pozdrawiam Anka






środa, 8 października 2014

Zakochanie Drugie


Strach





Why I am so emotional?
No it’s not a good look gain some self-control
And deep down, I know this never works
But you can lay with me
So it doesn’t hurt?





Przymknięte w pół powieki walczą jeszcze na skraju z Twoja podświadomością która kreuje coraz to bardziej przerażające historie. Boisz się, że zaśniesz. Boisz się, że znów przeniesiesz się do krainy wiecznego bólu, przeraźliwego krzyku. Boisz się, że we śnie spotkasz  Aniele. Boisz się spotkania z jej lazurowymi ciągle śmiejącymi się oczami, boisz się jej szerokiego uśmiechu. Boisz się tego, że zostałaś sama, bez jednej z najważniejszych osób w Twoim życiu.  Strach jest dziwnym uczuciem, mimo, że paraliżuje Cię od środka, powoduje drżenie dłoni to z drugiej strony sprawia uczucie błogiego ciepła które niemal rozpala Cię od środka do czerwoności. Chciałabyś uciec, ale zdajesz sobie sprawę, że nie masz dokąd. Mogłabyś wrócić do Krakowa, ale świadomość życia w pustych czterech ścianach w sprawia, że przytyka Cię w żołądku i robi Ci się cholernie słabo. Zdajesz sobie sprawę, że musisz nauczyć się żyć znów w Kędzierzynie.


Chcesz być silna, niewątpliwie fakt, że codziennie w kącie Twojej drobnej salki siedzi postawny mężczyzna sprawia, że upadlasz się coraz bardziej. Tak bardzo jest Ci wstyd, że ciągle upadasz, że nic nie znaczysz, że jesteś słaba niczym młoda gałązka brzozy która miota się podczas silnego podmuchu wiatru. Przez głowę przewijają Ci się słowa Anielki ‘ Trzeba mieć wrażliwość księżniczki, a wytrzymałość kurwy’ więc może coś w tym jest.  Do księżniczki jest Ci bardzo daleko, do kurwy tym bardziej. To kim Ty do cholery jesteś, Lukercjo. Jesteś śmieciem, nic nie znaczącym podmiotem w tej cholernej układance Boga.


Zagubiłaś się w tym wszystkim. Czujesz się wyobcowana, myślisz, że gdy tylko opuścisz te grube szpitalne mury zostaniesz wytykana palcami jako ta cholerna kaleka bez nogi i kilku palców. Jak wrócisz do tak ukochanego dla Ciebie grania? Czy znów usłyszysz ten idealnie komponujący się z aurą Twojego domu dźwięk pianina? Czy znów będziesz żyła we własnym świecie wypełniona nutami ósemkami czy szesnastkami? Czy zagrasz te ukochane preludia Czajkowskiego? Nie. Nic nie zrobisz. Jesteś za słaba.  Słyszysz tylko jego oddech za plecami. Słyszysz ciche nucenie radiowych przebojów. Słyszysz szelest kartki, którą przewraca. Niewątpliwie słyszysz za sobą Wojtka.

-Lukierku przypominam Ci, że jestem tutaj wyłącznie dla Ciebie- mówi po Twoim kolejnym spotkaniu z brudną posadzka. Podchodzi do Ciebie, łapie swoimi potężnymi dłońmi w pasie i podnosi Cię kładąc delikatnie na wielkim, miękkim fotelu, który tata przywiózł z Twojego krakowskiego lokum.

-Nie potrzebuje litości – odpowiadasz hardo pod nosem. Nie chcesz pomocy na pokaz. Chcesz żyć we własnym świecie wypełnionym milionem cierni raniących Twoją duszę i ciało.

-Słoneczko, kto tu mówi o litości. Ja chciałem zwyczajnie porozmawiać. – dodaje z uprzedzeniem. – Posłuchaj opowiem Ci pewną historię. Był kiedyś pewien mały chłopiec, miał on starszą o rok siostrę. Byli niemalże nie rozłączni. Wszędzie razem.  Uzupełniali się idealnie jak ogień i woda. Jak ziemia i powietrze.  Był wiosenny dzień, a słońce górowało na horyzoncie. Ptaki śpiewały lekko, a oni wdrapywali się na coraz to wyższą gałąź na starej jabłoni u dziadka. Z drzewa powoli sypały się liście, a kora spadała lekko na ziemię. Nie czuli lęku, wręcz przeciwnie czuli dziwny rodzaj adrenaliny który sprawiał, że stąpali twardo po tak kruchym drzewie.  Dziewczynce nagle zrobiło się słabo. Brat ostrożnie pomógł jej zejść i zaprowadził do babci, która ze łzami w oczach przytulała rodzeństwo, dziadek natomiast trzęsącymi dłońmi dzwonił po pogotowie prosząc by przyjechali jak najszybciej. Babcia nie powiedziała wnuczce jednego, że z jej uszu i nosa wypływa krew. Karetka przyjechała bardzo szybko, zdezorientowany chłopiec płakał całymi nocami, dowiedział się bowiem jednego.  To jedno słowo zrujnowało jego dotychczasowe życie, zrównało je z ziemią. Białaczka, to ona odebrała mu wszystko.  Dni były monotonne, wymalowane tym samym czarnym piórem. Chodził do szkoły, a godziny dłużyły mu się niemiłosiernie, wracał do domu starym rowerem, rzucając go pośpiesznie przy furtce. Biegł do domu zostawiał plecak i wraz z mamą jeździł do szpitala patrząc jak z jego malutkiej siostrzyczki uchodzi promień życia. W soboty jeździł do dziadków i widział jak stara jabłoń traci też i swoje życie i mimo, że nadchodziła jesień czuł, ze dzieje się coś naprawdę niedobrego. Liście spadły w tym roku szybciej niż w poprzednim. Pewnej soboty padał gęsty deszcz i połamał drzewo, a chłopiec nadal siedział w tym samym miejscu.  Nagle zauważył jak rozpętała się burza, nie bał się jej. Spostrzegł jak gromki piorun uderzył w drzewo rozdzielając je na pół, jedna połowa upadła z hukiem na ziemię. Okazało się, że podczas tej burzy jego siostra przegrała walkę z własnym życiem. Chłopiec nie mógł się odnaleźć. Nie mógł żyć i funkcjonować bez niej. – mówił, a Tobie coraz więcej łez przypływało do oczu. Nagle czujesz jak chłopak siedzi na twardym taborecie tuż obok Ciebie mocno trzymając Cię za rękę.

-Wojtek, po co mi to wszystko mówisz, po co te bajki?

-Lukierku, właśnie opowiedziałem Ci swoją historię. W tym szpitalu umarła moja siostra, miała białaczkę. Trudny przypadek. Od jej śmierci jestem tutaj wolontariuszem. – mówi łamiącym się już głosem. Pragniesz tylko jednego, pragniesz zatopić się w jego wielkich ramionach dodając mu wsparcia, choć sama tak bardzo tego wsparcia potrzebujesz. Zdajesz sobie wtedy sprawę, że nie tylko dla Ciebie los był taki okrutny. Bezlitosny.


-Więc nadszedł właśnie czas, abym ja opowiedziała Ci historię mojego upadku- mówisz cicho schowana w jego ramionach.




_____________
Koniec narzekania ostatnio obiecałam, tak też będzie.
Przepraszam za tak długą przerwę jednak brak jakiejkolwiek weny dał o sobie znać.
Jak pewnie zauważyłyście (albo i nie) jest inne tło muzyczne. Jakoś bardziej oddaje charakter tego bloga. 

Nie będę przedłużać.

Zapraszam do zostawienie jakiegoś znaku po sobie. Nawet byle jakiego. Chyba, że wszystkie o mnie już zapomniałyście.

Pozdrawiam Anka

sobota, 2 sierpnia 2014

Zakochanie Pierwsze




Otchłań




Potrzebuje ciepła, tej szczerości lecę w nicość. Nie wstydzę się miłości- byłbym przecież hipokrytą. Wiele bólu mam, wiele nienawiści też. Świeżych wiele ran, szczerych, prawdziwości chcę.
 


Ciemność jest bardzo łudząca- myślisz, że śnisz, a tak naprawdę egzystujesz. Nie wiesz, że właśnie walczą o Twoje życie, które jest kruche niczym porcelana stojąca na zakurzonej komodzie w głębi babcinego salonu. Od wielu lat każde dziecko boi się tego co nieznane, boi się ponurych gęsty otchłani często wygenerowanych przez własną wyobraźnie. Boimy się tego co może nadejść, boimy się również tego co nieuniknione, a czy Ty bałaś się w tej chwili? Wydawać się mogło, że nie. Nie krzyczałaś panicznym głosem. Nie  miotałaś się po szpitalnym łóżku, tylko dlatego, że byłaś nieprzytomna. Gdybyś tylko wiedziała, co się teraz z Tobą dzieje strach paraliżował by Cię od środka. Teraz jesteś w pustej otchłani gdzie Twoje myśli odbijają się głośnym echem.



Chyba w życiu tak jest, że gdy jest nam dobrze, czujemy się szczęśliwi, a tak naprawdę jesteśmy spełnieni nic nam nie brakuje, musi nadejść taki jeden moment, jedna chwila która rujnuje to wszystko co budowaliśmy powolutku, kawałek po kawałku, w pocie czoła, pieprzony los psuje naszą mozolną pracę i potrzebę szczęścia. Otwierasz powoli ospałe powieki, a jakikolwiek ruch oczami powoduje ból. Krzywisz się. Nie wiesz gdzie jesteś, widzisz jasno rażące się jarzeniówki, obracasz głowę widzisz jasno-błękitne ściany pokryte jakimiś dziwnymi obrazami, dostrzegasz również wielką szybę za którą znajduje się wiele łóżek w których leżą ludzie, jedni mają obandażowane głowy, jedni zaś połamane nogi wiszące na metalowych wieszakach, inni zaś leżą na wznak nie ruszając się nawet na milimetr w żadną ze stron. Odwracasz głowę w drugą stronę nie dostrzegasz nic, oprócz idealnie zaścielonego łóżka, z pościelą złożona w idealną kostkę. Boisz się. Zorientowałaś się, że jesteś w szpitalu.  Nad głową miałaś pilot z czerwonym przyciskiem nie zastanawiając się dwukrotnie przyciskasz go do samego końca. Momentalnie obok Ciebie zjawia się zgraja ludzi w białych kitlach zadając Ci milion pytań. Ty miałaś pytanie, jedno najważniejsze. Musiałaś wiedzieć gdzie jest Twoja siostra.

-Przepraszam, mógłby mi ktoś w końcu powiedzieć, gdzie jest moja siostra? Na jakiej sali leży Aniela?-pytasz mocno już podirytowana.

-Pani Lukrecjo, proszę się uspokoić. – do Twoich uszu dochodzi głos sędziwego już mężczyzny. Ordynatora.- Mamy dla Pani smutną wiadomość, Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale Pańskiej siostry nie udało nam się uratować.- nagle Twój świat po raz kolejny stanął w miejscu. W martwym punkcie. Nie wiedziałaś jak się zachować. Brakowało Ci powietrza.  Podniosłaś rękę z wkłutą kroplówką i chciałaś ją wyrwać lecz na drugiej ręce zobaczyłaś wielki opatrunek, po raz kolejny tego dnia czułaś niepokój i zdezorientowanie. Bałaś się jak cholera. Zębami zdarłaś igłę wbitą do nadgarstka i zwinnym ruchem zerwałaś kołdrę. Przechyliłaś się. Chciałaś wstać. Upadłaś. 



Czemu ? Czemu upadłaś ? Leżałaś na podłodze otoczona tymi idiotycznymi lekarzami. Nie pozwoliłaś się dotknąć. Panicznie płakałaś. Nie mogłaś przestać. Do Twojego mózgu nie dochodziła myśl, że Twoja siostra nie żyje, a Ty sama nie masz prawej nogi i dwóch palców u lewej ręki. Nie wierzyłaś, że może spaść na Was tyle nieszczęścia. – Wynoście się stąd wynoście się stąd wszyscy. Nie chce Was widzieć-  krzyczysz. Nadal leżysz na tej sterylnie wymytej podłodze, Nie chcesz żyć. Nie chcesz męczyć siebie i innych. Widzisz swoich rodziców za tą wielką szybą, widzisz jak Twoja rodzicielka płacze, a ojciec chociaż trochę próbuje ją pocieszyć… Widzą jak leżysz, jak próbujesz się podnieść i po raz enty upadasz. Wygoniłaś ich, nie chcesz by patrzyli na to, ba! Ty sama nie chcesz na to patrzeć, wolałabyś umrzeć, za swoją siostrę. Wolałabyś, ale nie możesz.


-Przepraszam, można ?- słyszysz głos jakiegoś mężczyzny . Nie odwracasz się nadal trwasz w tym martwym punkcie- Nie zimno Pani na tej podłodze?-zadaje Ci kolejne pytanie.

-Wyjdź stąd- syczysz. Nie chcesz tutaj nikogo.

-Dziękuję za zaproszenie. Jestem Wojtek. Miło mi cię poznać Lukierku- mówi siadając wygodnie na wiklinowym krześle. Nagle robi Ci się jakoś inaczej na sercu. Jakoś tak cieplej.


_________________
Miały być dwa tygodnie, wyszło troszku więcej, bo miałam laptopa w naprawie. Przepraszam Was za to.

Następny za dwa tygodnie.

Do zobaczenia.

Pozdrawiam

niedziela, 6 lipca 2014

Zakochanie Wstępne


Próżnia


Czas, nie leczy ran. To my w swych czynach uzdrawiamy.
Nasze chore dusze. Dzieci naszych lęków

       
   Posiadanie nadziei w nas samych to podobno jedno z najpiękniejszych uczuć zaraz po miłości. Nadzieja potrafi nas również zniszczyć, doprowadzić do upadku. Nadzieja jest cholernie niebezpieczna może doprowadzić ludzi do histerii, do obłędu. Tak też było z Tobą, to właśnie dlatego przestałaś wierzyć. Dlatego zaczęłaś egzystować w tej pustej próżni, próżni bez wyjścia. Bez drogi ewakuacyjnej. Zostałaś sama w tym bagnie, bez jakiejkolwiek prognozy na przyszłość.


          Miałaś cudowne dzieciństwo. Wszystko czego chciałaś było w zasięgu Twojej ręki. Od 12 roku życia grałaś na pianinie. Wraz ze swoją siostrą Anielą od kilku lat mieszkałaś w mieście królów i książąt polskich gdzie studiowałaś na jednej z najbardziej prestiżowych szkół muzycznych w Polce. Twoja siostra była jedną z najlepszych i najlepiej zapowiadających się malarek młodego pokolenia. Właśnie była.   Zaraz po tych świętach miała mieć swoją pierwszą w życiu wystawę.

          Na polskich drogach robiło cię coraz tłoczniej. Cały Kraków pokryty był świątecznymi ozdobami, a galerie handlowe były pełne gwaru ludzi i wszelakich promocji. Jedną z zapalonych zakupoholiczek byłaś i Ty. Wszystko co wpadało Ci w ręce lądowało w koszyku. Po kilku godzinach buszowania wracasz do mieszkania obładowana siatkami. Przebierasz się co rusz w nowe ubrania prezentując się siostrze. Kręcisz się w wokół własnej osi przed lustrem oglądając każdy milimetr swojego ciała.  Portal odzwierciedla każdy Twój nawet najmniejszy ruch, po chwili wygłupiacie się już obie naśladując najśmieszniejsze osoby z waszego otoczenia. Następnego ranka dopinacie wszystkie sprawy na ostatni guzik i ruszacie w stronę rodzinnego Kędzierzyna, ruszacie w stronę koszmaru który dopiero miał nadejść.

Laleczka z saskiej porcelany skórę miała cienką jak pergamin.


            Mkniecie z dosyć dużą prędkością przez czarną autostradę mijając to kolejne samochody wyładowane walizkami po same brzegi. Śpiewacie znane wam piosenki puszczane przez lokalne stacje radiowe.  Nagle widzicie przed sobą jadący prosto na was duży samochód, który z każdą sekundą przybiera na prędkości, lecz nie zmienia swojego toru. Zaczynacie krzyczeć. Zaciskasz drobne piąstki na czarnym pasie. Anielka z całych sił wciskała pedał hamulca lecz okazało się to niepotrzebne. Uderzasz głową w deskę rozdzielczą, ciepła krew spływa Ci po policzkach. Czekacie obydwie na najgorsze. Łapiesz dłoń siostry która krzyczy ostatnie swoje słowa w życiu ‘Kocham Cię mała’ w wasze drobne auto uderza samochód. Wszystkie wasze rzeczy latają w powietrzu. Wypadasz przez szybę. Leżysz na brudnym asfalcie. Słyszysz jak z piskiem opon zatrzymują się samochody, słyszysz dobiegające odgłosy z radia. Nie możesz poruszać rękoma, nogami. Czujesz w ustach smak cierpkiej krwi. Tracisz przytomność. Widzisz ciemność. 





____________________
Od tego momentu nie narzekam na swoją wenę, jeśli to zrobię macie prawo przyjechać i uderzyć mnie czymś ciężkim w głowę. 

Nie będzie to długie.

Do zobaczenia za dwa tygodnie.

Jak Wam się to podoba?

Pozdrawiam Anka