Strach
Why I am so
emotional?
No it’s not a good look gain some self-control
And deep down, I know this never works
But you can lay with me
So it doesn’t hurt?
Przymknięte w pół powieki walczą jeszcze na skraju z Twoja
podświadomością która kreuje coraz to bardziej przerażające historie. Boisz
się, że zaśniesz. Boisz się, że znów przeniesiesz się do krainy wiecznego bólu,
przeraźliwego krzyku. Boisz się, że we śnie spotkasz Aniele. Boisz się spotkania z jej lazurowymi
ciągle śmiejącymi się oczami, boisz się jej szerokiego uśmiechu. Boisz się
tego, że zostałaś sama, bez jednej z najważniejszych osób w Twoim życiu. Strach jest dziwnym uczuciem, mimo, że paraliżuje
Cię od środka, powoduje drżenie dłoni to z drugiej strony sprawia uczucie
błogiego ciepła które niemal rozpala Cię od środka do czerwoności. Chciałabyś
uciec, ale zdajesz sobie sprawę, że nie masz dokąd. Mogłabyś wrócić do Krakowa,
ale świadomość życia w pustych czterech ścianach w sprawia, że przytyka Cię w
żołądku i robi Ci się cholernie słabo. Zdajesz sobie sprawę, że musisz nauczyć
się żyć znów w Kędzierzynie.
Chcesz być silna, niewątpliwie fakt, że codziennie w kącie
Twojej drobnej salki siedzi postawny mężczyzna sprawia, że upadlasz się coraz
bardziej. Tak bardzo jest Ci wstyd, że ciągle upadasz, że nic nie znaczysz, że
jesteś słaba niczym młoda gałązka brzozy która miota się podczas silnego
podmuchu wiatru. Przez głowę przewijają Ci się słowa Anielki ‘ Trzeba mieć
wrażliwość księżniczki, a wytrzymałość kurwy’ więc może coś w tym jest. Do księżniczki jest Ci bardzo daleko, do
kurwy tym bardziej. To kim Ty do cholery jesteś, Lukercjo. Jesteś śmieciem, nic
nie znaczącym podmiotem w tej cholernej układance Boga.
Zagubiłaś się w tym wszystkim. Czujesz się wyobcowana,
myślisz, że gdy tylko opuścisz te grube szpitalne mury zostaniesz wytykana
palcami jako ta cholerna kaleka bez nogi i kilku palców. Jak wrócisz do tak
ukochanego dla Ciebie grania? Czy znów usłyszysz ten idealnie komponujący się z
aurą Twojego domu dźwięk pianina? Czy znów będziesz żyła we własnym świecie
wypełniona nutami ósemkami czy szesnastkami? Czy zagrasz te ukochane preludia
Czajkowskiego? Nie. Nic nie zrobisz. Jesteś za słaba. Słyszysz tylko jego oddech za plecami.
Słyszysz ciche nucenie radiowych przebojów. Słyszysz szelest kartki, którą
przewraca. Niewątpliwie słyszysz za sobą Wojtka.
-Lukierku przypominam Ci, że jestem tutaj wyłącznie dla
Ciebie- mówi po Twoim kolejnym spotkaniu z brudną posadzka. Podchodzi do Ciebie,
łapie swoimi potężnymi dłońmi w pasie i podnosi Cię kładąc delikatnie na wielkim,
miękkim fotelu, który tata przywiózł z Twojego krakowskiego lokum.
-Nie potrzebuje litości – odpowiadasz hardo pod nosem. Nie
chcesz pomocy na pokaz. Chcesz żyć we własnym świecie wypełnionym milionem
cierni raniących Twoją duszę i ciało.
-Słoneczko, kto tu mówi o litości. Ja chciałem zwyczajnie
porozmawiać. – dodaje z uprzedzeniem. – Posłuchaj opowiem Ci pewną historię.
Był kiedyś pewien mały chłopiec, miał on starszą o rok siostrę. Byli niemalże
nie rozłączni. Wszędzie razem.
Uzupełniali się idealnie jak ogień i woda. Jak ziemia i powietrze. Był wiosenny dzień, a słońce górowało na
horyzoncie. Ptaki śpiewały lekko, a oni wdrapywali się na coraz to wyższą gałąź
na starej jabłoni u dziadka. Z drzewa powoli sypały się liście, a kora spadała
lekko na ziemię. Nie czuli lęku, wręcz przeciwnie czuli dziwny rodzaj
adrenaliny który sprawiał, że stąpali twardo po tak kruchym drzewie. Dziewczynce nagle zrobiło się słabo. Brat
ostrożnie pomógł jej zejść i zaprowadził do babci, która ze łzami w oczach
przytulała rodzeństwo, dziadek natomiast trzęsącymi dłońmi dzwonił po pogotowie
prosząc by przyjechali jak najszybciej. Babcia nie powiedziała wnuczce jednego,
że z jej uszu i nosa wypływa krew. Karetka przyjechała bardzo szybko,
zdezorientowany chłopiec płakał całymi nocami, dowiedział się bowiem
jednego. To jedno słowo zrujnowało jego
dotychczasowe życie, zrównało je z ziemią. Białaczka, to ona odebrała mu
wszystko. Dni były monotonne, wymalowane
tym samym czarnym piórem. Chodził do szkoły, a godziny dłużyły mu się niemiłosiernie,
wracał do domu starym rowerem, rzucając go pośpiesznie przy furtce. Biegł do
domu zostawiał plecak i wraz z mamą jeździł do szpitala patrząc jak z jego
malutkiej siostrzyczki uchodzi promień życia. W soboty jeździł do dziadków i
widział jak stara jabłoń traci też i swoje życie i mimo, że nadchodziła jesień
czuł, ze dzieje się coś naprawdę niedobrego. Liście spadły w tym roku szybciej
niż w poprzednim. Pewnej soboty padał gęsty deszcz i połamał drzewo, a chłopiec
nadal siedział w tym samym miejscu.
Nagle zauważył jak rozpętała się burza, nie bał się jej. Spostrzegł jak
gromki piorun uderzył w drzewo rozdzielając je na pół, jedna połowa upadła z
hukiem na ziemię. Okazało się, że podczas tej burzy jego siostra przegrała
walkę z własnym życiem. Chłopiec nie mógł się odnaleźć. Nie mógł żyć i
funkcjonować bez niej. – mówił, a Tobie coraz więcej łez przypływało do oczu.
Nagle czujesz jak chłopak siedzi na twardym taborecie tuż obok Ciebie mocno
trzymając Cię za rękę.
-Wojtek, po co mi to wszystko mówisz, po co te bajki?
-Lukierku, właśnie opowiedziałem Ci swoją historię. W tym
szpitalu umarła moja siostra, miała białaczkę. Trudny przypadek. Od jej śmierci
jestem tutaj wolontariuszem. – mówi łamiącym się już głosem. Pragniesz tylko
jednego, pragniesz zatopić się w jego wielkich ramionach dodając mu wsparcia,
choć sama tak bardzo tego wsparcia potrzebujesz. Zdajesz sobie wtedy sprawę, że
nie tylko dla Ciebie los był taki okrutny. Bezlitosny.
-Więc nadszedł właśnie czas, abym ja opowiedziała Ci
historię mojego upadku- mówisz cicho schowana w jego ramionach.
_____________
Koniec narzekania ostatnio obiecałam, tak też będzie.
Przepraszam za tak długą przerwę jednak brak jakiejkolwiek weny dał o sobie znać.
Jak pewnie zauważyłyście (albo i nie) jest inne tło muzyczne. Jakoś bardziej oddaje charakter tego bloga.
Nie będę przedłużać.
Zapraszam do zostawienie jakiegoś znaku po sobie. Nawet byle jakiego. Chyba, że wszystkie o mnie już zapomniałyście.
Pozdrawiam Anka
Jesteś niesamowita.
OdpowiedzUsuńPrawie się poryczałam, ledwie widzę, co piszę.
To jest tak smutne i piękne jednocześnie. Że oboje przeżyli koszmar, ale teraz mogą się nawzajem wspierać i chronić od upadków.
Kocham to, co tworzysz. Pisz jak najwięcej i jak najczęściej <3
"Dni były monotonne, wymalowane tym samym czarnym piórem." - jak to zdanie idealnie oddaję ból codzienności..
OdpowiedzUsuńNie masz na co narzekać. Emocje z tego rozdziału wręcz wyciekają. Mam łzy w oczach, bo Wojtek pomimo tego, że stracił ukochaną siostrę nie poddał się. I teraz chce pomóc Lukrecji.. Dzięki ci Boże za ludzi, którzy mają tak wielką siłę w sobie.
Nie zapomniałam. Po kilku dniach od publikacji, ale jestem.
OdpowiedzUsuńPodziwiam cię za opisanie tej bajki, która byłą prawdziwą historią, która niemal doprowadziła mnie do płaczu. Tak jakoś strasznie smutno mi się zrobiło, wiem dlaczego, ale nie potrafię tego sobie uświadomić. A podobno jestem człowiekiem bez uczuć, nie?
Jestem ciekawa historii upadku Lukrecji, jestem ciekawa, co się wydarzyło w jej życiu, co doprowadziło ją do upadku...
Całuję :*
Ps. Jeśli masz ochotę zapraszam na epilog na http://swiatla-zaprowadza-cie-do-domu.blogspot.com/
Rozwiązałaś jedną zagadkę, co robi Wojtek w szpitalu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że będzie wielkim wsparciem dla Lukrecji, ponieważ oboje przeżyli stratę ukochanego rodzeństwa. A jak wiemy wspólne przebywanie zbliża do siebie :P haha
Ściskam! :*
ps. Michał czeka na Ciebie jak znajdziesz czas ^^